HOLBOX: meksykańskie bezdroża

Holbox to niewielka wyspa położona u wybrzeży Jukatanu: 
wyspa bez brukowanych dróg, rezerwat dzikich ptaków, na której psy biegają wolno po plaży i gdzie można zjeść wspaniałe, 
świeże seviche.
 Czy takie mini wyspy to wakacyjny raj? 



Holbox był ostatnim punktem naszego wakcyjnego planu. Udaliśmy się tam po podróży po Jukatanie, planując wypoczynek na łonie natury. Dojazd to około 2 godziny z Cancun i tak samo 2 godziny z południa z Tulum. Jeśli jesteśmy zmotoryzowani, to dojeżdża się do miejscowości Chiquila. Blisko portu praktycznie każdą posesję zmieniono w parking- cena jest ujednolicona i wynosi 100 peso na dobę, czyli około 20 złotych. Po pozostawieniu samochodu na parkingu idzie się piechotką do portu, gdzie co pół godziny jedna z dwóch obsługujących trasę firm wypływa na wyspę Holbox. Cena biletu to 200 peso dla dorosłej osoby w jedną stronę (40 zł), podróż trwa niecałe pół godzinki. 


Meksykańskie klimaty po drodze na Holbox


Port w Holbox


Isla Holbox jest oryginalna pod względem infrastruktury lub po prostu jej braku. Po pierwsze, nie ma na niej brukowanych dróg i jeździ tam zaledwie kilkanaście samochodów. Reszta osób przemieszcza się melexami (dla turystów przewidziano melexo-taxówki, ceny kursów do uzgodnienia, ale na koniec wyspy na Punta Coco kurs z przystani wyniósł około 120 peso) lub rowerami. Wypożyczenie rowerów jest drogie- mamy porównanie, ponieważ w Indonezji zwiedzaliśmy podobną wysepkę, Gili, gdzie zabroniono ruchu motorowego i tam koszt roweru wynosił 15 zł na dobę, natomiast na Holbox było to aż 50zł/ dobę... Jeśli mieszka się w centrum miasteczka, nie ma konieczności używania czegokolwiek, bardziej polecam spacerowanie. Niestety szybko okazało się, że wynajęliśmy dom bardzo daleko od centrum i mieliśmy aż 25 minut pieszo do jakiejkolwiek cywilizacji...


Podróż melexami między kałużami


"Centrum"

Kilka słów o naszym domu... Miejsce było przepiękne, wspaniale wkomponowane w naturę. Dom pokryty strzechą, z wieloma elementami drewnianymi, z huśtawką, fotelami, wieloma iguanami, które odwiedzały nas na tarasie i na ogródku. Wystrój był niesamowicie przemyślany i mogłabym polecać to miejsce, gdyby nie kilka uciążliwych spraw. Po pierwsze, był to naprawdę ostatni dom na wyspie Holbox (3 minuty pieszo do plaży Punta Coco). Do sklepu po cokolwiek mieliśmy prawie pół godzinki spacerem, melexy były drogie, rowery drogie... Po drugie, dookoła domu jest sporo rozlewisk, co oznacza chmary komarów... I to nie żarty- wieczorem nie dało się usiąść na pięknym tarasie, ale trzeba było szczelnie zamykać drzwi i okna. Komary były tak uciążliwe, że niemalże nie potrafiliśmy wrócić z miasta do nas. Nazwaliśmy to miejsce żartobliwie Punta Komar... Kolejna sprawa, to brak restauracji czy barów- mieliśmy obok jedną jedyną restaurację, która ma fatalne opinie i do której nikt nie zagląda, więc my również chodziliśmy jeść dalej, do miasta (jakoś obawialiśmy się o świeżość produktów, jeśli knajpa nie miała żadnych gości, nigdy nikogo tam nie spotkaliśmy, ponadto czytaliśmy, że obsługa wymusza 30% napiwki...). Po małym deszczu, jaki spadł pewnej nocy, dojście do domku było bardzo utrudnione- kałuże nie pozwalały na przejazd, a przejście odbywało się po płotach i krzakach. Z pięknych rzczy, można było obserwować przeróżne ptaki. Jednymi z nich były czaple białe, które jadły śniadanie tuż za naszym płotem... No i widok- zieleń drzew i w oddali morze...Jeśli ktoś planuje pobyt i jest miłośnikiem przyrody i meksykańskiej agroturystyki (w domu nie ma nawet wifi), to mogę podać namiar na Punta Komar... :)


Cudowny taras naszgo domu


Jedna z "naszych" iguan

Kiedy już doturlaliśmy się do centrum miasteczka na Holbox, mogliśmy korzystać z szerokiej gamy restauracji, barów i knajp serwujących kuchnię meksykańską oraz owoce morza. Prawdziwym hitem jest seviche (porcje tytuowane jako grande są naprawdę ogromne, spokojnie na 2-3 osoby) oraz wspaniała knajpa z różnymi tortillami, czyli buritto, tacosy itd chyba w top 10 na tripadvisor: La Tortilleraa (tuż przed jej otwarciem zaczyna się formować kolejka, tak popularna jest). Co ważne, na Holbox mile widziana jest gotówka, niemal nigdzie nie dało się zapłacić kartą, a bankomaty wypłacają w USD. Oznacza to, że musimy wymieniać podwójnie pieniądze. Warto więc zabrać ze sobą dużą ilość peso udając się na Holbox. Absurdem było to, że jedyne dwa bankomaty wydające peso były oczywiście nieczynne (jakoś pod koniec pobytu w Meksyku nic nas już nie dziwiło...) i musieliśmy martwić się na wakacjach o pieniądze.


Pelikany na plaży w centrum- niestety mnóstwo łódek i glonów


Czy Holbox ma piękne plaże? Średnie... Niestety w tym punkcie nieco się zawiedliśmy. Plaże były nie tylko zabrudzone glonami i innymi wyrzuconymi przez morze zielenianami, bo to pewnie zależy od wielu rzeczy, ale momentami plaże były poprzecinane workami z piaskiem, rurami, które odprowadzają do morza nie wiadomo co, najpewniej są to rury kanalizacyjne, a w kilku miejscach na samej plaży stały ruiny jakichś starych budynków. Nie było to zachęcające, szczególnie, że na Rivera Maya przy Playa del Carmen i w okolicy Tulum plaże były przepiękne, piaseczek biały i było czysto. Jedną z najsłynniejszych plaż Holbox jest Punta Coco, przy którym mieszkaliśmy i tam również plaża (określana w internecie jako wyjątkowo piękna) nie spełniała naszych standardów.. Komary atakowały z krzaków (no właśnie, same krzaki, brak palm, więc klimat nie ten...). Naprawdę nic szczególnego. Nie mam zdjęć super syfu, a w sumie powinnam była zrobić więcej zdjęć tego typu, żeby było widać o co mi chodzi, ale człowiek zwykle fotografuje to, co piękne, a nie to, co słabe, prawda?


Punta Coco

Huśtawki w wodzie, jedyna atrakcja tutejszych plaż

Podsumowując, wyspa Holbox to miejsce nie dla każdego. Znajdziemy tu fajne zaplecze restauracyjne z dobrymi owocami morza, drinkami, tacosami; znajdziemy piękne ptaki, które można obserwować i wiele iguan, które są powiewem egzotyki, ale musimy nastawić się nie najpiękniejsze plaże, wioskowy klimat i zabrać ze sobą sporo gotówki, jeśli nie chcemy się wkurzać. Była to nasza 3 mikro-wyspa, na jakiej mieszkaliśmy i stwierdziliśmy jednogłośnie, że więcej jest minusów takiego spędzania wakacji, niż plusów. Po nocy, podczas której była niesamowita wichura odcięło nas także od zasięgu- nie mieliśmy ani telefonów ani neta, co już kompletnie nas dobiło. Na wyspie nie działało nic, przez kawał czasu nie było nawet elektryczności i wracaliśmy na Punta Komar w kompletnych ciemnościach. Fajna przygoda, ale widzieliśmy w Meksyku dużo piękniejsze miejsca. 



Komentarze