ARGENTYNA: podróżując samochodem, wrażenia i ciekawostki z trasy (Buenos-Salta)

Momentami argentyńska pampa wyglądała kropka w kropkę, jak nasze polskie pola. Tylko krowy jakieś takie brązowe, a nie łaciate... ;) Przemierzyliśmy aż 3600 kilometrów samochodem i chyba o tym jest ten post. O jeździe po Argentynie, o warunkach, o przemyśleniach. Zapraszam...





Kiedy lecieliśmy do Buenos z Londynu, siedzący obok przesympatyczny Argentyńczyk pytał nas o plany i cele naszej podróży. Kiedy powiedzieliśmy, że zamierzamy wypożyczyć na niemal cały wyjazd samochód i przmierzyć nim trasę między Buenos a Saltą, a może nawet dalej i z powrotem, to złapał się za głowę. Powiedział, że mieszkańcy jego kraju jeżdżą kiepsko, że na drogach jest niebezpiecznie i powinniśmy bardzo uważać. Nie było tak źle, dojechaliśmy cali i bez niechcianych przygód. Były tylko te wymarzone...


Trasa przejechana przez nas w Argentynie- powrót niemal tą samą drogą, bo od Cordoby do Buenos mamy jedyną w tym rejonie autostradę, więc można jechać nieco szybciej. Jedziemy- od Buenos Aires niemal pod granicę boliwijską

Perspektywa- nasza trasa samochodem i powód, dlaczego na Iguasu polecieliśmy samolotem. Daleko, prawda?


Główną wadą argentyńskich kierowców jest brak poszanowania cudzej przestrzeni. Otóż, nie liczą się dla nich za bardzo pasy. Rzadko spotykamy się ze spejalnym znakiem drogowym, który nakazuje trzymanie się swojego pasa (w innych krajach jest to chyba oczywiste...), a tam faktycznie trzeba było mieć oczy dookoła głowy, bo samochody z boku często niemalże ocierały się o nasz... Najbardziej upiorne wrażenie mieliśmy, kiedy jechaliśmy taryfą z lotniska do centrum i nasz kierowca zupełnie nie przejmował się tym, że możemy przybić sobie bez wysiłku piątkę z pasażerami innego samochodu, który jechał praktycznie przy nas. Okazuje się, że tak po prostu jeżdżą- bardzo blisko, wręcz niebezpiecznie blisko, nawet jak droga posiada 4, 5 pasów w każdą stronę i miejsca nie zabraknie dla nikogo. 


Trasa od Purmamarca do Salinas Grandes


Z naszego podwórka znamy niechlubny przykład Warszawy, gdzie kierowcy jeżdżą najbardziej agresywnie i jest to chyba po prostu domena stolic, bo w Buenos jazda też była najniebezpieczniejsza. Przede wszystkim dlatego, że ruch jest spory, ulice bardzo się korkują (1/3 ludności Argentyny mieszka w tej aglomeracji). W innych miejscach nie było już tak źle, jazda była spokojniejsza. Wracając do Buenos, bardzo dobrze rozwiązany jest problem parkowania, ponieważ miasto naszpikowane jest parkingami podziemnymi- znajdziemy je na niemal każdej ulicy i choć są płatne, to warto z nich korzystać, ponieważ na ulicach praktycznie nie ma miejsc do parkowania (ceny są różne, najczęściej płaciliśmy około 200-300 ARS na dobę, czyli około 12-17 zł). Z ciekawostek, w Buenos znajduje się najszersza ulica świata, słynną Avenida 9 de Julio, która nosi nazwę nawiązującą do daty proklamacji niepodległości Argentyny w 1816 roku i to wokół niej kręci się życie towarzysko-kulturalne Buenos. Od niej odchodzą wszystkie najciekawsze ulice pełne dobrze ubranych ludzi, restauracji, hoteli i uwielbianych przez Argentyńczyków teatrów. Przy niej wznosi się wielki gmach Teatro Colon i 67 metrowy obelisk, który jest symbolem Buenos (również pamiątka proklamacji niepodległości). Nie będę teraz wchodziła w szczegóły zwiedzania Buenos Aires- o tym przy innej okazji.


Zjeżdżamy z Avenida 9 de Julio, która ma kilkanaście pasów w jedną stronę


Avenida 9 de Julio i widok na Obelisk, czyli samo serce Buenos Aires


Wybierając się poza stolicę trzeba nastawić się, że wiele dróg jest płatnych, szczególnie obwodnice wokół Buenos, jak i autostrada w stronę Rosario, Córdoby i drogi krajowe. Opłata wynosi jednorazowo od 40 ARS do maksymalnie 100 ARS (100 to na dzisiejszy kurs około 6 zł). Niekiedy kumulacja budek z opłatami była dość spora... Podobnie rzecz ma się z policją. Bardzo często spotykaliśmy punkty kontroli, niekiedy co kilkanaście kilometrów, raz zdarzyło się nawet, że samochód sprawdzał pies. Nastawienie argentyńskiej policji do turystów jest bardzo pozytywne, wszyscy witali i żegnali nas uśmiechem, papiery mieliśmy sprawdzane zaledwie 3 razy na 40 przystanków. Zdecydowanie, czworo Europejczyków wzbudzało ich zaufanie. Zdarzyło się też, że zmieniliśmy niepoprawnie i gwałtownie pas przed samą policją, ale i to nie przyczyniło się do żadnej niekomfortowej sytuacji. Przede wszystkim policjanci (podobnie, jak reszta społeczeństwa) nie mówią po angielsku, więc nawet nie chce im się rozpoczynać dyskusji z turystami, co jest bardzo wygodne. Choć znamy podstawy języka hiszpańskiego, to nie przyznawaliśmy się do tego podczas kontroli. Pan policjant zademonstrował nam jedynie, jak należy włączać kierunkowskaz zmieniając pas. :)


Nasza fura

W końcu ciekawsze widoki na trasie

Po czterech dniach spędzonych w Buenos, ruszyliśmy w drogę z radością, marząc już o obcowaniu z naturą, spodziewając się ciekawych widoków. Tymczasem przez pierwsze 700 km krajobraz był bardzo znajomy i ... nudny. Jak to możliwe? Człowiek wybiera się w podróż niemal na drugi koniec świata, po czym okazuje się, że argentyńska osławiona pampa, o której uczyliśmy się na geografii wygląda niczym pola wojwództwa mazowieckiego. Zielona trawa, szare barierki, pojedyńcze drzewa. Czytając definicję pampy, dowiadujemy się, iż są to tereny nizinne, jedne z najlepszch na świecie do uprawy i wypasu. Często pasły się tam stada krów lub koni, których podziwianie stanowiło po drodze naszą jedyną atrakcję, a prawdziwą furorę robili gauchos (gauchowie), czyli argentyńscy kowboje, którzy ubrani na modłę amerykańską zaganiali swoje stada. O wypasie krów i kulturze jedzenia wołowiny w Argentynie napiszę osobno w poście o argentyńskiej kuchni, bo dowiedzieliśmy się na ten temat sporo ciekawostek. Tyle o pampie- dotarliśmy do Rosario, a później do Cordoby.


Między Buenos a Rosario

Widoki za Cordobą w stronę Salty- zza szyby

Przejazd przez jezioro -tak pokazywała mapa, w rzeczywistości piasek i sól, wody brak


Widoki zmieniły się za Cordobą, gdzie krajobraz stał się wpierw wyżynny, potem lekko pagórkowaty. Początkowo wzgórza były malowniczo zielone- przez krótki czas, żeby stopniowo ustąpić kaktusom i innym karłowatym roślinom, które podobnie jak kaktusy są przyzwyczajone to suchego klimatu. Od Cordoby w stronę zachodnią ruch drastycznie się zmniejszył, rzadko mijaliśmy inne samochody.


Przez chwilę czuliśmy się, jak w Arizonie. Trasa na Purmamarca, jedna z bardziej malowniczych


Kilka słów o jakości dróg. Generalnie drogi w Argentynie są zaskakująco dobre w porównaniu do innych krajów, jakie wcześniej zwiedzaliśmy. Właściwie to nie wiem, jak Argentynę klasyfikować- nie jest to 1 świat, ale nie można mówić o 3 świecie, czyli tzw. południu. Myślę, że jej miejsce jest gdzieś pośrodku, co można określić mianem 2 świata. Podobnie, jak Argentyńczycy nigdy nie powiedzą o sobie, że są Latynosami, ponieważ pochodzą od migrantów z Europy- głównie Włochów i Hiszpanów, ale Europejczykami również by się nie nazwali. Uważają, że są gdzieś pośrodku, stojąc w rozkroku między Ameryką a Europą, a raczej swoimi europejskimi korzeniami. Nie zmieszali się z Indianami, jak nacje innych krajów tego regionu, ani nie mają wśród swoich obywateli potomków czarnych niewolników. Zaczęłam o drogach, a skończyłam na pochodzeniu narodu... :)


Czy to Argentyna, czy Polska? Przepraszam za jakość zdjęcia zza szyby, ale musiałam to pokazać. Można udawać, że jest się gdzieś za Warszawą, prawda?



Drogi są dobre, ale nie jeździ się zbyt szybko. Autostrada, która prowadzi od Buenos do Cordoby to coś na kształ polskiej ekspresówki albo nawet ciut słabiej, więc jedzie się nią maksymalnie 120 km/h. Koło największych trzech miast kraju są korki i ruch jest większy (Buenos, Cordoba, Rosario), natomiast drogi krajowe to zwykłe jednopasmówki, gdzie wszyscy wyprzedzają jak szaleni. Kiedy tak wpasowywaliśmy się w ten wyprzedzaniowy trend, przypomniały mi się stare czasy, kiedy w Polsce było mnóstwo dróg jednopasmowych i nie raz trzeba było wykonywać niekomfortowe manewry. Mniej więcej tak wygląda jazda po Argentynie. Dobre drogi jednopasmowe... Warto pamiętać o tankowaniu zanim w samochodzie zapali się kontrolka rezerwy, ponieważ (szczególnie na zachodzie kraju) bywa tak, że stacji benzynowej nie ma przez wiele kilometrów, nawet kilkadziesiąt. Raz doprowadziliśmy to sytuacji, że w poszukiwaniu stacji na rezerwie wpakowaliśmy się w kompletne wsie z kałużami sięgającymi połowy koła naszego miejskiego autka. Nie warto narażać się na taki stres. Paliwo jest tanie, bo kosztuje około 3,50 zł za litr (dane z grudnia 2019), a stacje posiadają obsługę. Nigdy nie musimy tankować sami, płaci się również przy dystrybutorze, co jest bardzo wygodne i sporo osób ma przy tym zatrudnienie.


Gdzie myśmy to zajechali? Salinas Grandes, czyli najdalszy na zachód punkt naszej wyprawy


Jazda samochodem po Argentynie- subiektywne podsumowanie:

-cena samochodu na dobę: 100 zł;
-cena paliwa za litr 3,50 zł;
-opłaty za drogi od 40 do 100 ARS (do 6 zł za odcinek);
-ceny parkingów do 400 ARS za dobę (do 25 zł);
-drogi są bardzo dobre, ale najczęściej jednopasmowe;
-i tu śmieszny punkt- moja skala trudności jazdy (1-łatwo się jeździ, 10-koszmarnie): Argentynie dałabym 6/10, przy liderach drogowego koszmaru np. Jamajka 8/10, Kambodża 9/10, Dominikana 8/10 czy Włochy 7/10 ;) mam na myśli nasz ostatni wyjazd do Neapolu... Oczywiście oceniam jako pasażer, bo to nie ja jestem na naszych wyjazdach kierowcą.



Komentarze