JAMAJKA: w poszukiwaniu jedzenia


Jednym z częstszych pytań znajomych po powrocie z Jamajki jest to, czy pokosztowaliśmy jakichś nowych dobrych rzeczy tak, jak to mamy w zwyczaju. Uwielbiamy poznawać nowe miejsca także od kuchni! Pod tym kątem Jamajka wypada słabo... Nasza poprzednia wyprawa na Karaiby na Dominikanę również zaskoczyła nas w tym względzie- kuchnia obu wysp jest mięsna i obfituje w tłuszcz i ciężkie sosy, za mało w niej ryb i owoców morza.
Sprawę nieco ratują owoce...




Mogło by się wydawać i logiczne jest, że kuchnia wyspiarska opierać się będzie na darach morza, ale prawda ta nie miała zastosowania ani na Dominikanie, ani na Jamajce. Odniosłam wrażenie, że na Jamajce jest jeszcze gorzej... Zacznijmy od naszego pierwszego wieczoru na wyspie, kilka godzin po lądowaniu w Montego Bay (po kilkunastu godzinach opóźnienia naszego lotu) wpadliśmy na centrum zmęczeni i głodni, nastawieni na pyszną kolację... Zaczęło się od tego, że krążyliśmy w tłumie w poszukiwaniu jakiejkolwiek normalnie wyglądającej knajpki. Zwyczajem Jamajczyków jest spędzanie czasu na ulicy po pracy i po szkole, więc około godziny 18 na chodnikach stały prawdziwe hordy- nawet nie poruszały się, ale po prostu stały i przyglądały się wolno przesuwającym się w korku samochodom. Smród spalin, nieustające trąbienie, wyrwy w chodniku, na jakie musieliśmy ciągle uważać, żeby nie złamać sobie nogi, przeciskanie się między ludźmi kompletnie nas wykończyły... Być może przyczyniło się do tego zmęczenie po opóźnieniu i poszukiwaniu swojego apartamentu, ale pierwsze wrażenie było okropne. Bród, spocony tłum, hałas. Śmieci w leniwie płynącej rzeczce... I przede wszystkim- brak czegokolwiek do jedzenia zupełnie nas rozbił. Mąż stwierdził, że próg tolerancji syfu jakoś mu się podniósł i że Jamajka jest gorsza od zwiedzonych przez nas krajów azjatyckich.


Platany i inne owoce na półce w sklepie


Na ulicach Montego Bay znaleźliśmy tylko i wyłącznie fast-foody. Jeśli nie były to znane nam również z Europy sieciówki lub firmy amerykańskie, to były to lokalne bary z szybkim jedzeniem... Kompletnie się załamaliśmy, bo przeszliśmy naprawdę sporo, a nie znaleźliśmy niczego, co wyglądałoby zachęcająco! W końcu wybraliśmy bar, w którym była największa kolejka, ufając, że skoro wszyscy jedzą, to musi być dobre. Do wyboru mieliśmy kurczaka i wołowinę w kilku różnych sosach, z makaronem (ociekającym tłuszczem) lub ryżem. Danie kosztowało w przeliczeniu kilkanaście złotych, ale trzeba przyznać, że porcja była gigantyczna- dwie osoby mogły spokojnie się nim najeść. Następnego dnia podobny problem był ze śniadaniem- bary i grill bary oferują na śniadanie jedno danie w dwóch odmianach. Jest to patty z kurczakiem lub wołowiną, czyli zapiekana płaska bułka/ pieróg podawany w papierku (ciasto przypomina nieco ciasto francuskie), w którym napchane jest mięso (bardzo tłuste, wręcz ociekające...). Coś okropnego! Ciężkostrawne, niedobre, byle jakie jedzenie... Do tego zamówiliśmy kawę, która jest uprawiana na Jamajce i smakuje dobrze, ale uwaga: podawana w knajpach kawa jest od razu słodzona, nie pytano nas, czy nam to odpowiada i kawa była niesamowicie słodka. W ostatnim miejscu, jakie odwiedziliśmy, czyli w Negril, śniadania w hoteliku były trochę bardziej urozmaicone, ale również dość cięzkie: bekon, jajka w różnej postaci, tosty francuskie, potrawki mięsne, smażone banany, bataty, platany. Brakowało mi warzyw, których ilości były śladowe.


Jamajskie patty; www.bostonzest.com/.


Główną "atrakcją" kuchni jamajskiej jest jerk sauce, czyli sos i panierka na nim oparta, której wielkimi fanami są turyści z USA i Kanady (kupują tego sporo do domu, w restauracjach zwykle kosztował 6 USD za buteleczkę). Jest to ostry sos przypominający nieco pikantny ketchup z tabasco oparty na czosnku, jagodach pimiento, brązowym cukrze, gałce muszkatołowej, papryczkach chili. Jeśli chodzi o nasze gusta, to jerky nie smakowało nam jakoś wybitnie. Sos ten i panierka stosowany jest w kuchni jamajskiej powszechnie, do każdego rodzaju mięsa, przede wszystkim do kurczaka i kozy, która jest bardzo popularnym mięsem na wyspie (kozy pasą się dosłownie wszędzie, przy drogach w całym kraju), ale też do wołowiny, czy do królika. Przy 7 Mile Beach odkryliśmy całkiem smaczną knajpkę, do której chodziliśmy na połówkę kurczaka jerk z grilla z ryżem i surówką. Daniem za 13 USD mogły się najeść dwie osoby.


Jedząc w Best in the West


Jerk chicken, czyli połówka kurczaka w słynnym jamajskim sosie


Menu naszej ulubionej knajpy w Negril. Jak widać, picia jest sporo, ale jedzenie niezbyt urozmaicone...


Owoce morza również były, ale rzadziej. Na Jamajce skosztowaliśmy homara, krewetek z grilla oraz jednej, niewiadomej jeśli chodzi o nazwę ryby... Jak na wyspę, to wybór naprawdę marny i zauważyliśmy, że mało kto jadał owoce morza... Być może dlatego, że w gusta Amerykanów trafiały bardziej kurczaki z sosem i panierką, niż delikatne ryby... Poza tym owoce morza były bardzo drogie: krewetki kosztowały od 12-18 USD za małą porcję, homar około 40 USD, ryba z dodatkami około 12 USD. W kilku miejscach widziałam też morskie ślimaki, ale nie zdecydowaliśmy się na ich spróbowanie.

Ze smacznych rzeczy, próbowaliśmy wielu pysznych, wygrzanych na słońcu owoców. Powszechne były karambole, wszelkie odmiany bananów (słodkich i słonych), ananasy, kiwi, arbuzy. Próbowaliśmy również kilku nowych owoców, np. jamajskich jabłek (pomarrosa/ otaheite apple), które są niewielkie, węższe na dole i całkiem smaczne; zielonych pomarańczy, które nie do końca przypadły nam do gustu; nasberry, którego nazwy po polsku nie potrafię znaleźć, nie wiem nawet, czy polska nazwa istnieje (brązowy z zewnątrz, pomarańczowy w środku bardzo słodki owoc, mięsisty z pestką w środku). Widzieliśmy też przepiękne owoce chlebowca, żałuję, że ich nie spróbowaliśmy...


Owoce chlebowca


Jamajskie jabłka, źródło: pl.pinterest.com/pin/371476669236050721/.


Nasberry, źródło: earthlychow.com.


Podsumowując, jamajska kuchnia jest raczej ciężka, opiera się na mięsie drobiowym, wołowym i kozim. Jamajczycy biorą przykład z USA i gustują we wszystkim, co amerykańskie, również jeśli chodzi o kuchnię i dietę... Szkoda, że Jamajka nie była kulinarną przygodą, byliśmy raczej zawiedzeni...



Komentarze

  1. Wlasnie w sobote wrocilismy z Jamajki i musze przyznac ze jestesmy zachwyceni rowniez jedzeniem.Owszem nie jadalismy na miescie tylko w hotelu,stad byc moze ta roznica.Bylismy w Runaway Bay i Ocho Rios,jestesmy zachwyceni,jamajczykami,widokami,klimatem i jedzeniem.Bylismy w hotelu Bahia Principe Jamajka polaczonym z Luxury Bahia Principe Jamajka i moge tylko polecic dalej,wspanialy niezapomniany urlop.wspanialy wesoly personel,jedzenie pyszne i ogromny wybor,dla kazdego cos dobrego.Z tego co wiem jamajczycy sa bardzo pomocni i przyjacielscy,no moze minusem jest dawanie napiwkow co troche,i czeste oferowanie czegos na sprzedasz,ale wystarczy grzecznie podziekowac i zawsze jest no problem.Jaaman ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że Państwu się tak bardzo podobało. Znajomi, którzy mieli w hotelu AllIncl również chwalili jedzenie, jednak jest zdecydowana różnica w miejscach pod turystów, a z żywieniem się na mieście i niestety my bardzo się jedzeniem zawiedliśmy. Dziękuję za komentarz i życzę kolejnych udanych wypraw. Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz