SKANDYNAWIA: nasza trasa, część 2

Skandynawia ma tyle do zaoferowania, że kawałek, który udało nam się objechać, to zaledwie mała część z ogromu przestrzeni, jaką mamy przez sobą po przedostaniu się na Półwysep Skandynawski.
Poniżej wrażenia z podróży przez odwiedzone miejsca. Być może inspiracja dla tych, którzy chcą zorganizować taką właśnie wyprawę. Część 2.




Drugą część swojej opowieści chciałabym poświęcić Norwegii, w której spędziliśmy największą część naszej wyprawy. Po opuszczeniu surowego płaskowyżu, zjechaliśmy do poziomu morza, gdzie znaleźliśmy malowniczy kemping usytuowany nad samą wodą. Tym razem nie wybraliśmy dzikiego noclegu, bo chcieliśmy normalnie się wykąpać (mini łazieneczka w kamperze to jednak nie to samo, co normalny prysznic) i uzupełnić zapasy wody. Akurat tak się złożyło, że tego dnia odbywał się finał Mistrzostw Europy. :) Chłopakom udało się dostroić nasz mini telewizor, znaleźliśmy norweski kanał transmitujący mecz, rozłożyliśmy markizę (co jakiś czas kropiło, standard...) i zasiedliśmy do oglądania! Klimat niesamowity szczególnie, że dojechaliśmy już dość wysoko na północ i niemal do północy było jasno, jak w dzień.


Finał Euro 2016 na kempingu :)

Podróżując po Norwegii zatrzymywaliśmy się wiele razy na postoje nad wodą. To piękne, że wszystkie jeziora i rzeki były krystalicznie czyste (choć lodowate!), raz nawet część z nas zdecydowała się na kąpiel. Innym razem zatrzymaliśmy się na noc przy lesie, nad jeziorem, gdzie przywitał nas przepiękny poranek: wszędzie dookoła nas piętrzyły się góry całe we mgle i chmurach. Jako, że zatrzymaliśmy się niemal na plaży skorzystałam z okazji i wykąpałam się w tej niesamowitej magicznej scenerii. Uderzała mnie cisza, której nic nie mąciło i której tak rzadko doświadczamy w swoim codziennym życiu. Po prostu pięknie, naturalnie, normalnie... Tak, jak powinno być.


Poranek nad wodą

Choć to przyroda odrywała główną rolę podczas tych wakacji, Bergen stanowiło jeden z punktów wycieczki. Chociaż towarzyszyła nam nieustająca i nie zwalniająca tempa ulewa, miasto zrobiło na nas duże wrażenie. Zamieszkuje je ok. 240 tys. osób co w przypadku Norwegii pozwala mu być drugim co do wielkości miastem kraju. Bergen jest bardzo przytulne i klimatyczne, jego zabytkowa starówka znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Główną atrakcją są drewniane domy z XVIII wieku powstałe za czasów aktywności związku hanzeatyckiego nazywane Bryggen zwrócone w stronę wody (nazwa oznacza nabrzeże). Hanza wyznaczyła swego czasu Bergen jako punkt wymiany handlowej, co przyczyniło się do znacznego rozwoju miasta. Bryggen to piękne kolorowe labirynty drewnianych zabudowań, po których można kluczyć z przyjemnością mimo padającego deszczu (większość spaceru odbywa się pod dachami, zadaszonymi korytarzami, przejściami chroniącymi przed deszczem). Poza Bryggen w Bergen mieści się piękny port z targiem rybnym, na który lepiej nie udawać się, kiedy jest się głodnym. ;) Resztę zabudowy miasta stanowią ładne kamienice, inne drewniane domy i kilka kościołów (choć jak wiadomo protestanckie obiekty sakralne są skromne i nie stanowią dla nas wielkiej atrakcji).

Bryggen - nabrzeże


Foto z trollem musi być!
Targ rybny w Bergen. Te wiszące ryby, to popularny w tym miejscu sposób na suszenie ryb na słońcu i wietrze.


Największą atrakcję Norwegii stanową oczywiście fiordy (tak, tak.. jadły nam z ręki ;)). Jadąc zachodnią Norwegią cały kamper wypełniały "ochy" i "achy", co chwilę zatrzymywaliśmy się na punktach widokowych albo robiliśmy zdjęcia podczas jazdy, bo po prostu nie dało się poruszać do przodu, ciągle widząc coś pięknego. Góry są w tym rejonie poprzecinane większymi i mniejszymi wodospadami. Poza kilkoma monumentalnymi, przez cały czas towarzyszyły nam wąskie jak wstążki siklawice. Nie wiem, jak zobrazować coś, co było samym pięknem i po prostu zapierało dech. Te miejsce po prostu trzeba odwiedzić! Jeśli chodzi o podróżowanie, to podziwiam naszych kierowców, którzy tak świetnie radzili sobie jadąc wąskimi (jezdnia zwykle na 1-1,5 auta...) i mokrymi drogami, na których mijali się z busami i innymi kamperami... Warunki są trudne, Norwegowie są do tego przyzwyczajeni i mijają się na milimetry wcale nie zwalniając.


Widok na lodowiec na jednym z naszych postojów


Przerwa na naleśniki i przy okazji piękne widoki :)

Naszą najpiękniejszą przygodą całej wyprawy była wspinaczka na Preikestolen (po polsku "Ambona"), czyli wystającą z fiordu półkę skalną szerokości 25 metrów zawieszoną nad przepaścią i wodą, z przepięknym widokiem na fiord i okoliczne szczyty. Takich widowiskowych miejsc jest w całej Norwergii wiele, w okolicy Stavanger/Oddy trzy stanowią największą atrakcję, ale to do Preikestolen można dojść najszybciej. Na najsłynniejszą Trolltungę idzie się w sumie 10 godzin, na co nie byliśmy przygotowani. Wejście na szlak jest darmowe, płaci się jedynie za parking (60 zł za nasz pojazd), wędrówka trwa 2 godziny w jedną stronę. Wejście jest bardzo zróżnicowane, ale dość przystępne. Warto zaopatrzyć się w kurtkę przeciwdeszczową i parasol, bo pogoda jest bardzo zmienna, jak wszędzie w Norwegii, a w górach, jak wiadomo jeszcze bardziej. Do wejścia na Preikestolen nie jest potrzebny żaden specjalistyczny sprzęt, wystarczą dobre buty i przydają się wolne ręce. Momentami, kiedy padał deszcz kamienne schodki zmieniały się w regularne wodospady, po których ciężko było się wspinać bez trzymania. Co ciekawe, Norwegowie poprosili o przygotowanie tego szlaku Nepalczyków. :)


Ruszamy na Preikestolen!

Na krawędzi :)

Ekipa na szczycie

Komentarze