PORTUGALIA: jazda po kraju i pierwsze przystanki na południu

Zimne wody Atlantyku, malownicze plaże pełne windsurferów otoczone poszarpanymi skałami, szum sangrii w głowie i piękne, kameralne miasteczka. Odkrywanie Portugalii po kawałku, od miasta do miasta, od plaży do plaży.
Zaczęliśmy od regionu Algarve.



Naszą podróż po południowej i środkowej części Portugalii odbyliśmy w sierpniu. Pogoda dopisała, a ciepło nie dawało się we znaki dzięki towarzyszącej nam stale bryzie. Jedynym zawodem, jeśli chodzi o temperaturę była liczba stopni, jaką ma Atlantyk. Nawet w sierpniu, po całym lecie, woda jest lodowata (identico jak ze studni w ogrodzie rodziców!) i nie ma mowy o swobodnych kąpielach, a jedynie krótkim pluskaniu i grzaniu się chwilę potem na plaży. W wodzie w większości widzi się ludzi w piankach uprawiających przeróżne sporty, którym sprzyja silny wiatr. Same plaże są urozmaicone: wybrzeże jest w większości skaliste lub pokryte gęstą roślinnością (południowo-zachodnie tereny zajmują w większości parki narodowe). Śledząc wcześniej mapę zastanawialiśmy się, jak będziemy mogli dostać się do oceanu, jeśli przy samym wybrzeżu na południu nie ma dróg (w tej części kraju nie da się jechać wzdłuż oceanu z widokiem na wodę), ale później okazało się, że z plażowaniem nie ma problemu. Jadąc główną drogą widzieliśmy co kilka kilometrów zaznaczone zjazdy na przeróżne plaże (portugalskie praia). Bywało tak, że zjazd prowadził nas przez dobre kilkanaście kilometrów, nim dotarliśmy do wody. 

Po Portugalii przemieszczaliśmy się wypożyczonym samochodem. W tej sprawie popełniliśmy błąd, przed którym ostrzegam każdego- w sezonie wypożyczanie samochodu jest tam tak popularne, że praktycznie nie da się wypożyczyć auta na miejscu, trzeba je wcześniej zarezerwować. Kiedy staraliśmy się załatwić sprawę po przylocie na lotnisku w Faro, okazało się, że wolne samochody zostały już tylko w najdroższych korporacjach, do których z resztą ustawiały się niesamowite kolejki! W końcu po kilku godzinach udało nam się zdobyć środek lokomocji, ale przepłaciliśmy (wypożyczenie auta na 5 dni kosztowało nas 250 Euro). Sama jazda po Portugalii jest bezpieczna. Kierowcy nie szarżują, ruch odbywa się w zdecydowanie wolniejszym tempie, niż u nas, drogi są dobrze oznaczone, więc z prowadzeniem poradzi sobie każdy kierowca. Szczerze zachęcamy do podróżowania, a nie spędzania czasu w jednym miejscu, bo każde mijane miasteczko ma do zaoferowania zupełnie coś innego, krajobrazy są urozmaicone, a możliwość zatrzymania się w dowolnym miejscu, które wpadnie nam w oko, chociażby na krótką kąpiel i wylegiwanie się, jest bezcenna.

Owoce morza i obowiązkowo- sangria

Swoją podróż po Portugalii rozpoczęliśmy w portowym Faro (stolica regionu Algarve), które znajduje się na samym południu kraju. Później zauważyliśmy, że to tutaj woda była najcieplejsza ze wszystkich odwiedzonych przez nas miejsc, ale nie polecamy Faro na dłuższe plażowanie z racji odległości, jaką najbliższa plaża dzieli od miasta. Przemieszczanie się nie było zbyt komfortowe, wjazd na plażę niesamowicie zakorkowany (traciliśmy niepotrzebnie czas)... Faro warto zwiedzić ze względu na pięknie zachowaną starówkę i niesamowity klimat pozbawiony komercji. Poranna kawa w cichych i przyjemnie chłodnych uliczkach to codzienny rytuał mieszkańców, który i my zaczęliśmy chętnie kultywować. Cena kawy zaskakuje niesamowicie pozytywnie na tle innych krajów Europy, nawet Polski! Za jedyne 80 centów można wypić fantastyczne espresso.

Faro- stare miasto

Kolejnym przystankiem na naszej drodze było malownicze Lagos. Znalezienie kwatery na starówce okazało się bardzo łatwe (zostaliśmy w pierwszym domku, do którego zapukaliśmy), a przy okazji poznaliśmy bardzo sympatycznych lokalsów, z którymi mamy kontakt do dziś. Lagos zachwyca równie piękną starówką w śródziemnomorskim stylu, przyjemnym deptakiem, na którym wypiliśmy niejedno portugalskie wino i bajkowymi plażami. Jeśli ktoś woli spędzać wakacje stacjonarnie, to Lagos jest lepsze od wspomnianego wcześniej Faro.

Punktem obowiązkowym wyprawy przez południe jest najdalej na zachód wysunięty w ocean skrawek Europy -Sagres. Pod tą nazwą kryje się mała wioska, od której w odległości kilku kilometrów leży potężna twierdza położona na ostrych klifach otoczonych z trzech stron Atlantykiem. Widoki zapierają dech w piersiach! Po podziwianiu można odpocząć na jednej z fenomenalnych plaż ukrytych między skałami (uwaga na wiatr i lodowatą wodę!:)). Jako ciekawostkę dodam, że miejsce to uznawane jest za kolebkę akademii morskich, ponieważ to tutaj Henryk Żeglarz założył szkołę kartografii i astronomii. Podziwiając położenie Sagres i bezkres oceanu, który stoi przed nim otworem, nie dziwiliśmy się, że Portugalczycy aspirowali do bycia największymi podróżnikami świata, porzucając swój niewielki kraj. Ich ojczyzną jest również w naturalny sposób ocean.

Klify pod Sagres

Jedna z plaż koło Sagres


Algarve - krótkie, subiektywne podsumowanie:

Ceny:
-średnia cena noclegu 20 Euro za parę (kwatery, małe hoteliki, pokój w domu)
-paliwo trochę droższe niż w Polsce
-średnia cena obiadu na osobę 10 Euro
-kawa w kawiarni 80 centów -1,5 Euro
-wina- w przeróżnych cenach, ale lokalne od 2-3 Euro
Na co zwrócić uwagę: 
-jeśli wyrusza się w sezonie wakacyjnym, auto warto zarezerwować dużo wcześniej
-sangria nie zawsze jest w menu, ale jest zawsze dostępna -jednak polecamy wcześniej zapytać o cenę, bo można się niemile zaskoczyć!
-nie ma potrzeby rezerwacji noclegów, na spokojnie można znaleźć coś po drodze, gdzie nam się spodoba
-plaże są bardzo urozmaicone- polecamy wybierać się codziennie gdzieś indziej
-idealne miejsce dla osób lubiących sporty wodne (surfing, windsurfing, kitesurfing)
Czas potrzebny na zwiedzenie miast południa:
Faro- max 2 dni
Lagos- max 2 dni
Sagres- wycieczka na pół dnia

Komentarze