DOMINIKANA: El Limon i Samana

Skarbem Dominikany jest jej przyroda: soczysta zieleń roślinności, turkusowa woda, białe plaże i egzotyczne zwierzęta. Miasta oferują spotkanie z kulturą, ale są w większości brudne, zanieczyszczone i głośne. Przekonaliśmy się o tym po raz kolejny na półwyspie Samana, gdzie wyruszyliśmy nad wodospad El Limon, a później do miasteczka Santa Barbara de Samana. Nad wodospadem było cudownie, a z miasta mieliśmy ochotę uciec gdzie pieprz rośnie...



Przed wyprawą na El Limon przeczytaliśmy wiele opinii w internecie, żeby dobrze się przygotować. Większość osób przestrzegała przed wyjątkową namolnością tubylców, którzy chcą służyć jako przewodnicy oraz przed tym, jak traktowane są zwierzęta (konie, muły, osły), które można wynająć jako środek lokomocji. Zdecydowaliśmy się zaryzykować i zrezygnowaliśmy tak z przewodnika, jak i z wyprawy na grzbiecie jakiegokolwiek zwierzęcia. Stwierdziliśmy, że poradzimy sobie sami i dojdziemy do wodospadów pieszo, o własnych siłach.

Jeden z koni pracujących przy El Limon

Podejść do El Limon jest kilka -niestety nie jestem w stanie przytoczyć ich nazw, ale my wybraliśmy drugie podejście licząc od strony Las Terrenas i mogę śmiało powiedzieć, że tą drogę jest w stanie przebyć każdy. Zaczęło się tak, jak pisali inni turyści: tubylcy nagabywali nas już kilka kilometrów przez dojazdem do El Limon, ścigali nas na motorkach, próbowali namówić do odbycia wędrówki w ich towarzystwie. Stanowczo odmawialiśmy, choć okazywali niezadowolenie. Zjazdy w stronę wodospadów oznaczone są drewnianymi tabliczkami- nie sposób nie trafić, jeśli przy każdej stoi cała chmara samozwańczych przewodników polujących na gringo! Wciąż stanowczo odmawialiśmy... Po wybraniu zjazdu (przypadkowa decyzja) wjechaliśmy w prywatny plac, gdzie mogliśmy zostawić samochód (właściciele pobrali 100 peso, czyli jakieś 8 zł). Dominikańczycy próbowali wmówić nam najpierw, że nie będziemy w stanie dojść do wodospadu pieszo, a później przekonywali nas, że nie wpuszczają do parku narodowego bez przewodnika. Wciąż grzecznie, ale stanowczo odmawialiśmy, aż dali nam spokój i mogliśmy wyruszyć. 

Prywatny parking 

Droga do wodospadów wije się między niezbyt wysokimi górami i pagórkami, którymi usiany jest cały półwysep Samana (Sierra de Samana). Idzie się raz do góry, raz w dół, więc za każdym podejściem mieliśmy chwilę odpoczynku. Podejścia nie są strome. Trasa jest momentami kamienista, ale przeważają odcinki błotniste, w których zatapialiśmy się butami. De facto najlepsze byłyby guminiaki, w których przeprawiali się tubylcy, ale wiadomo, że nie bierze się ich na wakacje. Adidasy w zupełności wystarczą (jedna osoba z naszej wycieczki wspinała się w sandałach i też dała radę, ale nie było jej łatwo). Widoki, jakie mieliśmy przed oczami były fantastyczne! Dzień wcześniej padało, więc cała otaczająca nas dżungla zazieleniła się jeszcze bardziej -ciężko zliczyć, ile odcieni zielonego widzieliśmy, ale było tego sporo. Górki i doliny, wszystko pokryte puszystymi koronami palm, pięknie kontrastujące z rudawą ziemią. Co jakiś czas mijały nas wychodzone szkapy niosące na swoich grzbietach wygodnych turystów... Zdecydowanie przyjemniej było iść spacerem.

Jedno z bardziej stromych podejść na El Limon

Im głębiej w dżunglę się zapuszczaliśmy, tym bardziej mokro było. W pewnym momencie wspinaliśmy się już tylko po błocie, starając się przeskakiwać z kamienia na kamień. Początkowo staraliśmy się nie pobrudzić sobie butów, ale później nie było to już możliwe, wpadaliśmy w błotnistą maź po kostki. Pierwszym przystankiem był mniejszy wodospad -całkiem ładna sikawka wpadająca do niewielkiej rzeczki. Około 10 min później doszliśmy do budki i sklepu, gdzie można było kupić napoje, obrazy i inne pamiątki, za którymi znajdowało się zejście do właściwego wodospadu. Opłata za zejście wynosi 50 peso od osoby (4 zł). Mieliśmy szczęście, bo tego dnia turystów było niewielu i mieliśmy wodospad niemal wyłącznie dla siebie. El Limon ma około 50 metrów, więc nie jest bardzo wysoki, ale wygląda malowniczo, a w basenie pod nim można się kąpać, co stanowi dodatkową atrakcję (warto zabrać buty do pływania, bo przez spienioną wodę nie widać skał i można się skaleczyć). Jest pięknie. Wyprawa przez dżunglę była wspaniałą przygodą, którą szczerze polecam. Spacer w jedną stronę zajął nam około 50 minut.

Salto del Limon w całej krasie
Połacie błota na trasie...
Podsumowując, nie warto wykupywać wycieczki zorganizowanej, która kosztuje około 70 USD, bo można udać się tam samemu za grosze. My zapłaciliśmy: 100 peso za parking (na 4 osoby, czyli po 25 peso), 50 peso za wstęp do parku narodowego, 20 peso za wodę, czyli niecałe 100 peso za wycieczkę (8 zł!), zamiast 70 dolarów...

Mały wodospad
Drugim miejscem, o którym chciałabym napisać jest miasteczko Santa Barbara de Samana. Zdjęcie, które zobaczyłam w przewodniku sprawiło, że bardzo chciałam tam pojechać, ale już na miejscu okazało się, że nie warto. Miasto jest dobrą bazą wypadową na zatokę i pobliską wyspę, ale samo w sobie nie ma niemal nic do zaoferowania. Jedyną atrakcją jest "bulwar", przy którym stoją odświeżone domki z stylu kolonialnym. Ciąg kolorowych fasad wygląda bajkowo, jeśli odetnie się go od reszty Samany. Już kilka metrów dalej mieszczą się brudne zaułki, budy, zagracone kramy i sklepiki. Kompletny syf, w którym znalezienie jakiejkolwiek knajpki, w której można by zjeść obiad graniczyło z cudem. Smród spalin i nieustający hałas szybko męczą. Obeszliśmy całość w pół godziny, obserwowani przez mieszkańców ze zdziwieniem, zaskoczeni brakiem czegokolwiek. W końcu, udało nam się usiąść w czymś a la restauracja, gdzie podano nam menu bez cen i gdzie zjedliśmy dość drogo nieszczególny obiad. Santa Barbary de Samana nie polecamy, chyba że komuś chce się jechać w to miejsce dla dwóch, czy trzech zdjęć. 

Pocztówka z Santa Barbara de Samana


El Limon & Samana -krótkie subiektywne podsumowanie:

Ceny: 
-regularna cena wycieczki na El Limon to ok 70 USD, samodzielny wypad bez jedzenia to ok 10 zł
-wejście do parku narodowego 4 zł
-parking na prywatnym podwórku 8 zł
-obiad w Samana to ok 30 zł
Na co warto zwrócić uwagę:
-nie ma potrzeby najmowania przewodnika, bo jesteśmy w stanie dojść pod wodospad samodzielnie
-podejścia na El Limon nie są strome, ale trzeba mieć sportowe buty
-fajnie, jeśli posiada się buty do pływania, bez nich niebezpiecznie jest wchodzić do jeziorka, w które wpada wodospad (podłoże jest skaliste), warto spakować kąpielówki i ręcznik
-w miasteczku Santa Barbara de Samana nie ma nic do roboty...
Czas potrzebny do odbycia wycieczki:
-wodospady- ok 2,5- 3 godzin potrzeba na wejście, spędzenie w wodzie trochę czasu i zejście
-Samana -wystarczy pół godziny i chce się wracać

Komentarze

  1. Witam ,dziekuje za cenne informacje ,wybieramy sie z zona w marcu2018 na Dominikane i planujac wycieczki fakultatywne Pani szczegolowe informacje sa dla nas bardzo istotne,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz