W stolicy Finlandii mieszkałam miesiąc na przełomie sierpnia i września. Nie spodziewałam się aż takich upałów w miejscu, które jest kojarzone głównie z zimą! Przypadkiem trafiło się lato stulecia...
Życie w Helsinkach płynie spokojnie, w zgodzie z naturą, tam gdzie się da stosowane są zasady ekologii. Nie czuć tu gorączkowej atmosfery panującej w innych europejskich stolicach.
Panuje spokój. Cisza. Wyspy. Lasy.
Widok z samolotu zbliżającego się do Helsinek zapierał dech w piersiach. Moim oczom ukazały się niezliczone wyspy i wysepki pokryte lasami, częściowo zabudowane, połączone mostami. Tysiące łódek, żaglówek, pomostów, drewnianych domków otoczonych zielenią. Stolica, która leży częściowo na lądzie, a po części na malowniczym archipelagu wygląda bajkowo. Miasto wpisuje się fantastycznie w przyrodę, cywilizacja współgra z tym, co naturalne i to jest jego największy atut. Odbyłam niezliczone spacery po różnych wyspach (na jednej z nich przyszło mi mieszkać, była to Kulosaari) podziwiając tradycyjne kolorowe drewniane domy z saunami, prywatnymi zejściami do morza, ogrodami położonymi na skarpach. Gdyby nie ciężkie zimy, o których opowiadali mi współpracownicy, Helsinki byłyby idealnym miejscem do życia.
Choć Kulosaari mieści się dokładnie 5 kilometrów od Katedry, czyli centralnego punktu miasta, wszędzie chodziłam pieszo. Bilety komunikacji miejskiej są dość drogie, jeden przejazd kosztuje około 2,20 Euro, a ja dzień w dzień zwiedzałam inne dzielnice, parki, zakątki. Gdybym przemieszczała się komunikacją, wydałabym na nią sporo z mojego ograniczonego budżetu. Jeśli pogoda jest dobra, spacery po Helsinkach należą do przyjemności. Ruch ułatwiają kilku-pasmowe arterie, więc nie widziałam korków. Jako, że miasto jest bardzo małe (trochę ponad 500 tys mieszkańców), wiele osób wybiera rower. Ścieżek jest mnóstwo, jeździ się świetnie. Zwiedzając naprawdę warto wypożyczyć ten środek transportu.
Co ciekawe, architektura nie zachwyca. To położenie i przyroda robią wielkie wrażenie, ale same zabudowania nie są atrakcyjne. Oczywiście, jest kilka bardzo pięknych miejsc i zabytków, które trzeba zobaczyć, takich jak wspomniana wcześniej Katedra na Placu Senackim, Sobór Uspieński, Kauppatori z ratuszem i targiem, Teatr Narodowy i wiele innych (o zwiedzaniu w osobnym poście). Centrum miasta to ulice z ciągiem kamienic, gmachów przypominających toporne budowle rodem z PRL-u, bure pomniki. Bardzo się zdziwiłam, bo spodziewałam się miasta nowoczesnego, ze szklanymi budynkami, a wydaje się, że większość zabudowań pochodzi z lat '60, '70 i jest wizualnie przestarzała i nieatrakcyjna. Weźmy chociażby budynek dworca z siermiężnymi sylwetkami dzierżącymi gmach, który skojarzył mi się z szarymi budynkami warszawskiego Placu Konstytucji.
Jak już wspomniałam, trafiłam na wyjątkową pogodę. 30 stopni to temperatura, która nie jest standardem podczas fińskiego lata (zwykle jest to około 20 stopni). Dzięki temu miałam okazję wybrać się na plażę i pomoczyć stopy (Bałtyk z tej strony jest jeszcze zimniejszy, niż na polskim wybrzeżu). Plaże są malownicze- czasem piaszczyste, czasem lekko żwirowe, w wielu miejscach leżą wielkie głazy narzutowe. Na większych plażach stoją przebieralnie i prysznice, można przypiąć w specjalnym miejscu rowery. Ciekawym widokiem były maleńkie dzieci wkładane przez rodziców do lodowatej wody. Finowie hartują się od najmłodszych lat... Normalną sprawą są również dzieci chodzące po mieście boso. Oczywiście jest czysto, więc można sobie na to pozwolić, ale chodzi o przyzwyczajanie do panującego tu przez większą część roku zimna. Brrr!
Helsinki -krótkie subiektywne podsumowanie:
Ceny: wysokie; dla Polaka dość bolesne. Piwo w puszce w markecie 2-3 Euro; gotowa mini pizza do podgrzania w domu 4-5 Euro; sok 2 Euro; bilet jednorazowy 2,20 Euro; ciepła czapa 25 Euro; bilet na prom do Tallinna 30-50 Euro (w 2 strony); nocleg w hotelu 3 gwiazdkowym ok 50 Euro na osobę.
Na co warto zwrócić uwagę: zimy są naprawdę ciężkie i ponure -zimno przychodzi już we wrześniu (w połowie miesiąca miałam nagle 9 stopni!), więc warto wybrać się latem; miasto można spokojnie zwiedzać piechotą, nie trzeba płacić za komunikację.
Czas potrzebny do zwiedzenia miasta: 4 dni
Domostwa położone na wysepkach |
Zejście z Kulosaari |
Choć Kulosaari mieści się dokładnie 5 kilometrów od Katedry, czyli centralnego punktu miasta, wszędzie chodziłam pieszo. Bilety komunikacji miejskiej są dość drogie, jeden przejazd kosztuje około 2,20 Euro, a ja dzień w dzień zwiedzałam inne dzielnice, parki, zakątki. Gdybym przemieszczała się komunikacją, wydałabym na nią sporo z mojego ograniczonego budżetu. Jeśli pogoda jest dobra, spacery po Helsinkach należą do przyjemności. Ruch ułatwiają kilku-pasmowe arterie, więc nie widziałam korków. Jako, że miasto jest bardzo małe (trochę ponad 500 tys mieszkańców), wiele osób wybiera rower. Ścieżek jest mnóstwo, jeździ się świetnie. Zwiedzając naprawdę warto wypożyczyć ten środek transportu.
Rowery w centrum miasta |
Co ciekawe, architektura nie zachwyca. To położenie i przyroda robią wielkie wrażenie, ale same zabudowania nie są atrakcyjne. Oczywiście, jest kilka bardzo pięknych miejsc i zabytków, które trzeba zobaczyć, takich jak wspomniana wcześniej Katedra na Placu Senackim, Sobór Uspieński, Kauppatori z ratuszem i targiem, Teatr Narodowy i wiele innych (o zwiedzaniu w osobnym poście). Centrum miasta to ulice z ciągiem kamienic, gmachów przypominających toporne budowle rodem z PRL-u, bure pomniki. Bardzo się zdziwiłam, bo spodziewałam się miasta nowoczesnego, ze szklanymi budynkami, a wydaje się, że większość zabudowań pochodzi z lat '60, '70 i jest wizualnie przestarzała i nieatrakcyjna. Weźmy chociażby budynek dworca z siermiężnymi sylwetkami dzierżącymi gmach, który skojarzył mi się z szarymi budynkami warszawskiego Placu Konstytucji.
Typowe zabudowania w centrum Helsinek |
Jak już wspomniałam, trafiłam na wyjątkową pogodę. 30 stopni to temperatura, która nie jest standardem podczas fińskiego lata (zwykle jest to około 20 stopni). Dzięki temu miałam okazję wybrać się na plażę i pomoczyć stopy (Bałtyk z tej strony jest jeszcze zimniejszy, niż na polskim wybrzeżu). Plaże są malownicze- czasem piaszczyste, czasem lekko żwirowe, w wielu miejscach leżą wielkie głazy narzutowe. Na większych plażach stoją przebieralnie i prysznice, można przypiąć w specjalnym miejscu rowery. Ciekawym widokiem były maleńkie dzieci wkładane przez rodziców do lodowatej wody. Finowie hartują się od najmłodszych lat... Normalną sprawą są również dzieci chodzące po mieście boso. Oczywiście jest czysto, więc można sobie na to pozwolić, ale chodzi o przyzwyczajanie do panującego tu przez większą część roku zimna. Brrr!
Codzienne życie w stolicy |
Helsinki -krótkie subiektywne podsumowanie:
Ceny: wysokie; dla Polaka dość bolesne. Piwo w puszce w markecie 2-3 Euro; gotowa mini pizza do podgrzania w domu 4-5 Euro; sok 2 Euro; bilet jednorazowy 2,20 Euro; ciepła czapa 25 Euro; bilet na prom do Tallinna 30-50 Euro (w 2 strony); nocleg w hotelu 3 gwiazdkowym ok 50 Euro na osobę.
Na co warto zwrócić uwagę: zimy są naprawdę ciężkie i ponure -zimno przychodzi już we wrześniu (w połowie miesiąca miałam nagle 9 stopni!), więc warto wybrać się latem; miasto można spokojnie zwiedzać piechotą, nie trzeba płacić za komunikację.
Czas potrzebny do zwiedzenia miasta: 4 dni
Komentarze
Prześlij komentarz