BANGKOK: idziemy zwiedzać!

Strzeliste wieże sięgające swoimi szpicami nieba, wspaniała gra kolorów lśniących w słońcu, pozłacane posągi Buddy w tysiącach pozycji, ciągnące się labirynty mniejszych i większych dziedzińców obsadzonych drzewkami bonsai. Świątynie i pałace Bangkoku robią niesamowite wrażenie.


Wieże Wat Pho

Już na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie zwiedziliśmy wszystkiego, co proponują przewodniki po Bangkoku. Poniższe pozycje są jedynie częścią dziedzictwa tego barwnego miasta. Nasz spacer był wybiórczy, jesteśmy laikami, którzy wolą swobodne szwędanie się po miastach, niż szczegółowe studium każdego obiektu. Poniżej przedstawiam kilka ciekawych pozycji z bangkokijskiej listy must see.

Korytarze Świątyni Buddy Leżącego

Na mapce, którą dostaliśmy na lotnisku wyszczególniono to, co warto zobaczyć, więc udaliśmy się kolejką we wskazanym kierunku. Co ciekawe, w pewnym momencie jakby ucięło nowoczesność, metro dociera jedynie do pewnego punktu, z którego można jechać dalej autobusem, bądź taryfą albo zwyczajnie pójść pieszo. Wybraliśmy ostatnią z opcji i weszliśmy w głąb Chinatown. Nieprzebrane stragany, sklepiki, walające się wszędzie śmieci, pranie, nawołujący z tuk tuków taksówkarze, feeria zapachów uderzająca nas z każdej strony obezwładniały. Chaos -myślałam. Zapewne w tej części Bangkoku kręci się te wszystkie filmy, gdzie miasto wygląda na dzikie i obskurne. Budynki i uliczki ułożone bez ładu i składu sprawiły, że krążyliśmy przez długi czas, nie mogąc przedrzeć się w stronę rzeki. Z planu i oglądanych przez nas zdjęć wynikało, że największa i najbardziej okazała świątynia- Wat Aurun (Świątynia Świtu) mieści się właśnie przy rzece. Marzył nam się spacer bulwarem przypominającym nasze miasta, a okazało się, że nabrzeże jest zabudowane gęsto domkami i blaszanymi płotami, które strzegą dojścia do wody. Zmęczeni poszukiwaniami weszliśmy w prywatne podwórze, gdzie uśmiechając się przepraszająco i mrucząc pod nosem just watch stanęliśmy naprzeciw potężnej i okazałej budowli. Wyglądała zachwycająco i nawet nie pokuszę się o jej opisywanie, bo ciężko ubrać ją w słowa.

Chinatown w Bangkoku

Świątynia Świtu

Dzień był wyjątkowo gorący, więc nie mieliśmy sił iść w stronę świątyni. Postanowiliśmy złapać tuk tuka, który miał zawieźć nas we wskazane miejsce. Nie dość, że zapłaciliśmy sporo, to facet zawiózł nas pod inną świątynię! Zonk. Nie wiemy, czy celowo (przypuszczamy, że tak, bo wybrana przez nas Wat Aurun była o wiele dalej i pod drugiej stronie rzeki), czy po prostu nas nie zrozumiał. Jazda tuk tukiem przez Chinatown jest ciekawym doświadczeniem samym w sobie, warto zapłacić, żeby poczuć coś typowego dla Tajlandii. Uśmiech sam ciśnie się na usta. Wracając do wspomnianej świątyni, taksówkarz podrzucił nas pod równie okazałą Wat Pho (Świątynia Buddy Leżącego), która jest nieco niższa, ale bardzo rozległa. Kompleks świątynny złożony jest z kilkunastu budynków i dziedzińców ozdobionych dziesiątkami strzelistych kolorowych kopuł. Za te bajkowe widoki zapłaciliśmy 10 zł (woda gratis), więc niewiele. Całość robi imponujące wrażenie, naprawdę warto się tam wybrać. Kulminacyjnym miejscem jest główny budynek, w którym mieści się olbrzymi pozłacany posąg Buddy, który leży sobie na boku. Zwiedza się obchodząc go dookoła i podziwiając z każdej strony. Dla pań przewidziane są wesołe jaskrawozielone szlafroczki:)

Wat Pho -jeden z licznych dziedzińców

Przenosząc się do wschodniej części miasta można wybrać się do jednego z największych terenów zielonych centrum, Parku Lumphini, gdzie mieszkańcy odpoczywają od zgiełku miasta. W wielu miejscach spotkałam się z określeniem, że Lumphini jest tym dla BKK, czy Central Park dla Nowego Jorku i chyba faktycznie tak jest. Otoczony ze wszystkich stron wieżowcami i ruchliwymi wielopasmowymi ulicami park pozostaje względnie cichym miejscem. Gęsta egzotyczna roślinność, woda, romantyczne mostki, panoszące się wszędzie kaczki powodują, że park jest naprawdę przyjemnym miejscem do odpoczynku.

Jedną z miejskich atrakcji jest również ulica Silom znajdująca się w samym sercu miasta. To miejsce, gdzie możemy zobaczyć codzienne życie mieszkańców wszystkich grup społecznych. Wiele instytucji ma swoje siedziby w tej okolicy, eleganckie hotele pomieszane są z kolorowymi budami, wszędzie dostaniemy świeże owoce w woreczku lub wyciskany sok z granatu (między 3-4 zł), który jest tu bardzo popularny. Życie toczy się na kilku poziomach, chodniki biegną raz dołem, gdzie jeżdżą samochody, raz górą koło przejeżdżających ze świstem kolejek. Przestrzeń wykorzystana do maximum!

Jeden z ołtarzy przy Silom Road


Bangkok – krótkie subiektywne podsumowanie:

Ceny: tanie wstępy- ok. 10-15 zł za bilet do głównych atrakcji; owoce z ulicznego straganu 1-5 zł, sok z granatów 3-4 zł, taksówka po Chinatown i okolicy dość droga 30-40 zł, taxi tuk tuk 15-30 zł, tosty w kawiarni nieopodal atrakcji turystycznych 9-12 zł, kawa 8-10 zł; rzeźbione pałeczki 15 zł za opakowanie, sieciówki- ceny identyczne z polskimi.
Czas potrzebny do zwiedzenia miasta: 4 dni
Na co zwrócić uwagę: problem z komunikacją począwszy od bramy Chinatown, często jesteśmy zmuszeni do wzięcia taryfy lub tuk tuka, które wcale nie są tanie; wytrawni podróżnicy dają radę obejść wiele z atrakcji pieszo; uwaga na jedzenie na straganach- można źle się poczuć; stragany przy Silom i Sathorn pojawiają się dopiero popołudniu i wieczorem- rano niewiele kupimy!  

Komentarze