SINGAPUR : magia polis...


Singapur jest jednym z tych miejsc w Azji, które zrobiło na nas szczególne wrażenie. Wcześniej nie wiedzieliśmy o nim wiele, ale wizyta skłoniła nas do poczytania na temat historii, kultury, specyfiki miasta. Nowoczesne polis z gąszczem lśniących wieżowców, międzynarodowe towarzystwo, niemal oksfordzka angielszczyzna, duchota (bo w końcu znaleźliśmy się jedynie ok 100 km od równika!), liczne zakazy -to pierwsze obrazy i wrażenia, które zostaną na długo w mojej pamięci.

Polecam wszystkim!



Do Singapuru dostaliśmy się tanimi liniami z Bangkoku (cena za przelot wyniosła około 150 zł na osobę). Mapka metra/ kolejki, w którą zaopatrzyliśmy się na lotnisku pozwoliła nam na samodzielne poruszanie się po całym Singapurze -nie ma sensu podróżować taksówkami, ceny biletów nie odbiegają od cen warszawskich. Singapurskie metro jest podobno najbardziej skomputeryzowane na świecie i faktycznie- wysoka jakość, czytelne informacje, komunikaty pozwalają na szybkie rozeznanie.

Podczas naszego pobytu zatrzymaliśmy się w dzielnicy China Town, w niewielkim 3-gwiazdkowym hoteliku (cena 100zł/noc na osobę) urządzonym w pięknej, świeżo odrestaurowanej kamieniczce. Z początku nieco obawialiśmy się o standard, bo China Town, które zobaczyliśmy w innych azjatyckich miastach zdecydowanie odpychały, ale Singapur i tutaj zaskakuje: czysto, pachnąco, bezpiecznie, kolorowo... Wszystkie kamienice zadbane, odnowione. Polecamy ze względu na bardzo duży wybór restauracji, pubów, knajpek (cena posiłku to ok 20-30 zł) -atmosfera przypomina europejskie stolice, tętni życiem. China Town było świetną bazą wypadową -zlokalizowane w samym centrum miasta, przez co mogliśmy zwiedzać pieszo. Około 20-minutowy spacer do słynnego Marina Bay.



China Town

Kilka słów o wspomnianej zatoce, które jest swoistym meeting point w Singapurze. Widoki naprawdę zapierają dech w piersi. Spodobają się nie tylko mieszczuchom, którzy preferują zwiedzanie metropolii, ale wszystkim podróżnikom. Takich widoków po prostu nie ma w Europie. Ma się wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem jest coś ciekawego do fotografowania, że wraz ze zmianą perspektywy Marina Bay nabiera coraz innego charakteru. W moim przypadku skończyło się tym, że co kilka metrów zatrzymywałam się, żeby uwiecznić kolejny pocztówkowy widoczek. Poza niezliczoną ilością różnorodnych wieżowców, w zatoce króluje słynny hotel zbudowany z trzech wież, które stanowią filary dla dachu (mnie przypomina deskę surfingową), na której znajduje się basen i inne atrakcje. Naprawdę imponujące. Poza tym z zatoce można zobaczyć fontannę- lwa z syrenim ogonem, który jest symbolem Singapuru. Miasto lwa = Singapur.

Bulwar Marina Bay

Marina Bay nocą


Polecamy także zwiedzenie singapurskiego zoo, na które poświęciliśmy kilka godzin kolejnego dnia. Jest to podobno jeden z piękniejszych ogrodów zoologicznych strefy równikowej, miejsce wyjątkowo zielone, wręcz soczyste, gdzie można zrelaksować się i przy okazji zobaczyć zwierzęta z całego świata. Ogród oddalony jest od centrum Singapuru -dojechać można metrem, z którego przesiada się na autobus dowożący zwiedzających pod samą bramę. Cena biletu do zoo wyniosła około 45 zł.

Pora karmienia:)
Planując podróż do Singapuru warto sprawdzić pogodę- my mieliśmy szczęście i nie padało, ale nie było mowy o słońcu, czy czystym niebie (I połowa grudnia). Gęste, deszczowe chmury pokrywały je niemal cały czas, kilka razy nas pokropiło. Wilgotność powietrza sięgała 85%, co może utrudniać niektórym osobom zwiedzanie -wychodząc z metra po raz pierwszy czuliśmy się, jak na basenie- wydaje się, jakby oddychało się parą!

Mieszkaniec singapurskiego zoo

Kilka słów o ludziach... W Singapurze spotkamy się z licznymi zakazami (już w samolocie poinformowano nas, że każda ilość jakiegokolwiek narkotyku karana jest śmiercią): nie wolno robić wielu rzeczy w wielu miejscach i kary są dość dotkliwe, dlatego warto zwracać uwagę na to, co się robi- uważać na wyrzucanie śmieci, podklejanie gumy do żucia... Dzięki temu na ulicach jest naprawdę czysto. Większość mieszkańców mówi po angielsku i po chińsku- ale nie tylko. Wszystkie oznaczenia, opisy są w języku angielskim, więc nie ma problemu z komunikacją. Zabawne są liczne plakaty, które jakoby „wychowują” społeczeństwo (mi nieco przypominały plakaty, które znamy z PRLu). „96% osób deklaruje, że przesunęłaby się w głąb autobusu, żeby zrobić miejsce innym. A ty?”, „85% osób twierdzi, że przesunęłaby się na bok, żeby umożliwić innym szybsze opuszczenie kolejki. Czy ty również?” -To jedne z przykładów zachęt kierowanych do mieszkańców Singapuru, żeby wszystkim żyło się lepiej. Ludzi odbieraliśmy bardzo pozytywnie- uśmiechnięci, pomocni, jeśli trzeba, zatopieni w świecie swoich telefonów (praktycznie nie ma osoby, która jechałaby komunikacją bez telefonu/tabletu w ręce).





Singapur – krótkie subiektywne podsumowanie:

Ceny: nie odbiegają znacznie od cen w Warszawie (ok 100zł za średniej klasy nocleg w centrum, ok 30 za posiłek w restauracji, 3-4 zł za bilet komunikacji)
Język angielski: powszechny
Wiza: obywatele UE nie potrzebują wizy
Czas potrzebny do zwiedzenia miasta: 3 dni
Na co zwrócić uwagę: powszechne zakazy i wysokie mandaty; ważny wybór odpowiedniej pory ze względu na pogodę



Komentarze